Ltd" straciła płynność finansową. Wówczas prowadzący sprawę upadłości firmy z ramienia urzędu rejestracji spółek niejaki Philip Davies popełnił błąd, zapisując i podając do publicznej wiadomości, że firma "Taylor &
Ltd" zaprzestaje swojej działalności.
Pomyłkę w rejestrze firmy zauważono już po 3 dniach, ale to wystarczyło, by pogrążyć dobrze prosperującą firmę.
W ciągu zaledwie 3 dni właściciel firmy "Taylor & Sons Ltd", przebywający ówcześnie na urlopie na Malediwach Tom Davison-Sebry (na zdjęciu powyżej wraz z synem Philem), otrzymał kilka telefonów od wkurzonych klientów. Jego kontrahenci oskarżali go, iż w momencie, kiedy firma traci wiarygodność na rynku, płynność finansową i wstrzymuje wszelki handel - on akurat uciekł z kraju.
W ciągu zaledwie 3 dni największy kontrahent, Tata Steel, wycofał swoją ofertę handlową wartą 400 tysięcy funtów miesięcznie. Posypał się także kontrakt na budowę trzech stacji dla Royal National Lifeboat Institution o wartości 3 milionów funtów.
W ciągu zaledwie 3 dni reputacja firmy, na którą od 1875 roku pracowało 5 pokoleń, legła w gruzach. Gdy ruszyła lawina podejrzeń i spekulacji, wycofali się najwięksi kontrahenci, nie chcąc narażać interesów wartych kilkuset tysięcy, a nawet kilku milionów funtów. Widząc to wszyscy mniejsi dostawcy wstrzymali jakąkolwiek sprzedaż ratalną dla firmy inżynieryjnej z Cardiff, a banki odmówiły wszelkiej pomocy.
"Straciliśmy wiarygodność na rynku, wszyscy nasi kontrahenci pomyśleli, że zwijamy biznes... Mówili mi [kontrahenci], że ogłosiliśmy upadłość, bo tak powiedziała im agencja. Zadzwoniłem do biura, by dowiedzieć się, co się w ogóle dzieje - to było jak Armageddon. Wszystko to działo się w 50. urodziny mojej żony. To dzień, którego nigdy nie zapomnimy" - mówił w sądzie Tom Davison-Sebry.
W kwietniu 2009 roku firma zatrudniająca 250 pracowników przestała istnieć...
Gdyby ta historia miała miejsce w Polsce, to tutaj najprawdopodobniej byłby jej smutny koniec, bez żadnych szans na happy end. Ot, był traktor - nie ma traktora, była sprawa - nie ma sprawy, była firma - nie ma firmy...
Na szczęście dla rodziny Davison-Sebry brytyjskie sądy działają nieco inaczej niż nasze, polskie. Inaczej nie oznacza wcale szybciej - dopiero po 5 latach, ale jednak (!) sprawiedliwość została wymierzona.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Justice Edis powiedział sentencjonalnie: "To mogło się stać tylko dlatego, że było tak łatwe do uniknięcia", po czym nakazał urzędowi rejestracji spółek zapłacić tytułem odszkodowania
i odsetek firmie "Taylor & Sons" 8,8 miliona funtów. Tylko taki wyrok, według sędziego, był
"uczciwy, sprawiedliwy i rozsądny".Decyzja ta usatysfakcjonowała 57-letniego obecnie Toma Davisona-Sebry, któremu nakazano wypłacić dokładnie tyle,
na ile oszacował obecną wartość swojej firmy, gdyby ta jeszcze istniała.
Rzecznik urzędu rejestracji spółek stwierdził tylko: "Urząd przyjął do wiadomości decyzję sądu i obecnie rozważa wszystkie możliwe opcje. Do chwili podjęcia decyzji wstrzymujemy się od dalszych komentarzy."
No dobra, żebyście nie myśleli zbyt idyllicznie o Walii i zbyt krytycznie o Polsce, to należy nadmienić, że urzędnik, który dodał jedno "s", wciąż zajmuje swoje stanowisko.
I, o ile się nie myli brytyjska prasa, nigdy nie został i prawdopodobnie już nie zostanie pociągnięty do żadnej odpowiedzialności...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą