Po obiedzie i kilku drinkach pojechaliśmy do niej. Zaczęliśmy się do siebie dobierać i kierowaliśmy się w stronę sypialni... Usłyszałem dziwne *kaszlnięcie* z szafy. Siedział tam schowany jej mąż z kamerą wideo.
Zanim jeszcze podano nam obiad, poinformował mnie, że waginy uważa za odpychające i preferuje nie dotykać ich ani swoimi ustami, ani rękami.
Poddałam się presji moich przyjaciół, którzy po moim rozwodzie dosłownie wypchnęli mnie z domu na randkę w ciemno. Przyszła, wypiliśmy parę drinków, pośmialiśmy się, potem poszliśmy do stołu bilardowego rozegrać partyjkę. Dziewczyna zdjęła bluzę z długim rękawem pokazując rasistowski tatuaż White Power!! Ona poszła do łazienki, a ja wyszedłem.
Podjechałem po nią do jej domu. Zapukałem i usłyszałem: Wejdź, bo wiedziała, że byliśmy umówieni.
Gdy przekroczyłem próg jej mieszkania, ona akurat wychodziła z sypialni całkiem naga, mówiąc do mnie: Będę gotowa za kilka minut... a za nią stał jakiś koleś. Także nagi.
Wyszliśmy na randkę do restauracji. Podczas gdy załatwiałem swoje potrzeby w toalecie, laska zwinęła mój portfel i telefon z płaszcza, który został na krześle. Gdy doszło do płacenia rachunku, nie miałem jak tego zrobić. Poprosiłem więc kelnera, żeby wykorzystał opcję "znajdź mój telefon". W środku przemowy na temat dlaczego gardzę wszelkim złodziejstwem, mój telefon zadzwonił w jej torebce.
Słuchałem, jak damulka przez 3,5 godziny narzekała na swojego byłego. Ja tylko wspomniałem, że się dogaduję bez problemu ze swoją eks. Laska powiedziała mi, że w takim razie za bardzo jeszcze tkwię w przeszłości...
Poznaliśmy się online. Zabrał mnie do restauracji z górnej półki. Sam zajął się zamawianiem potraw: przystawki, dania główne, desery, najlepsze wina, kawy po obiedzie. Myślałam, że idzie naprawę świetnie. W pewnej chwili facet przeprosił, wstał i udał się do toalety. Nigdy już nie wrócił. Utknęłam tam z naprawdę WIELKIM rachunkiem.
Poszedłem na randkę z dziewczyną, która spędziła pół godziny opowiadając mi, jak bardzo nienawidzi... (uwaga)... labradorów.
Kiedyś dziewczyna zapytała mnie: Czy ktoś wie, że tu jesteś? - nie chciałem skończyć w jakimś rowie z poderżniętym gardłem, więc wymyśliłem coś na poczekaniu i poszedłem do domu.
Poszliśmy na stadion obejrzeć mecz. Gość co chwilę wstawał, pytając mnie, czy czegoś nie potrzebuję. Kolejki są długie, doskonale to rozumiem. Ale on ciągle wstawał i prawie go nie było. Pod koniec to już dostarczył mi prawie cały asortyment ze sklepiku z napojami. Kiedy wstał po raz kolejny, poszłam za nim. Okazało się, że po drugiej stronie stadionu miał drugą randkę...
Jeszcze inny koleś zażądał głośno, żebym poinformowała go, czy połykam. Byliśmy w Starbucksie. Dosłownie WSZYSCY zamilkli i czekali na to, co powiem (odmówiłam odpowiedzi).
Zaprosił mnie do eleganckiej restauracji, na którą prywatnie nigdy nie byłoby mnie stać. Tuż przed podpisaniem rachunku wstrzymał rękę i powiedział: "Zanim to podpiszę, to może buziaczka?". Obrzydliwe.
Dał mi tę książkę jako prezent. W tamtej chwili naprawdę przemknęło mi przez głowę, że skończę gdzieś na dnie jakiejś studni w piwnicy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą