Mogłoby się wydawać, że ci bohaterowie powstali z myślą o hollywoodzkich produkcjach. A jednak za tymi filmowymi postaciami stoją osoby z krwi i kości! Uwierzylibyście na przykład, że Zorro istniał naprawdę, a Jack Black grający klasztornego zapaśnika inspirował się historią prawdziwego, meksykańskiego klechy, który prał swoich przeciwników po maskach, aby utrzymać sierociniec?
W każdym zawodzie zdarzają się dziwne historie. Jednak to życie lekarzy wydaje się być pod tym kątem najciekawsze. Tym razem doktorzy dzielą się najdziwniejszymi przypadkami, kiedy wyciągali z ciał pacjentów naprawdę dziwne przedmioty.
Nie jestem chirurgiem, ale pracuje jako asystent chirurga. No więc było tego sporo:
- Kredki woskowe z ucha. - Butelka szamponu do włosów z "tylnych drzwi". - Słoik oleju kokosowego też z tyłu. - Kuleczkę z folii aluminiowej z męskiej cewki moczowej. - Ołówek z tego samego miejsca u faceta.
Było tego dużo... dużo więcej, ale te przypadki uznałem za najciekawsze.
Noga konika polnego z oka pacjenta (zewnętrzna warstwa skóry na przedniej części gałki ocznej). Konik skoczył komuś na twarz, potem wykonał gwałtowny ruch, noga została w oku, a on uciekł.
Może nie człowiek, ale w przychodni weterynaryjnej mieliśmy raz psa, który zjadł skarpetkę. Kiedy właściciele przywieźli go po 3 tygodniach, aby zdjąć szwy z brzucha, powiedzieli, że tego dnia pies znów źle się poczuł. Krótkie prześwietlenie i co? Pies zjadł kolejną skarpetkę. Właściciele wydali ponad 5 tys. dolarów na psa z powodu głupich skarpetek w niecały miesiąc.
Moja przyjaciółka wpadła, kiedy miała 16 lat i cały czas prześladowała ją myśl, że nie będzie dobrą matką. Czytała więc mnóstwo poradników, chodziła na zajęcia, przeglądała fora i ogólnie bardzo mocno zaangażowała się w swoje przyszłe rodzicielstwo.
Jej córka miała około 2 lat, kiedy z jej nosa zaczął wydobywać się nieprzyjemny zapach. Nikt nie wiedział, co może być tego przyczyną, więc w końcu wybrała się z nią do lekarza. Koleżanka była przerażona, że ktoś zarzuci jej, że jest złą matką. Lekarz tylko spojrzał na jej dziecko, zaczął się śmiać i wyciągnął jej z nosa taką zabawkę gluta. Córce nic nie było, a moja przyjaciółka podobno panikowała i płakała bardziej niż jej dziecko.
Byłam pielęgniarką na SORze. Pewnego wieczoru w dzień dziękczynienia dostaje telefon, że jestem potrzebna, aby asystować przy "usunięciu ciał obcych z pacjenta". Myślę sobie, że ktoś nie przeżuł indyka. Zajeżdżam na miejsce i okazuje się, że muszę przygotować sprzęt do kolonoskopii. Myślę sobie "cooo?!". Powiedziano mi, że mamy 20-letniego mężczyznę (nasz pacjent), który przypadkowo przewrócił się i "upadł na kieliszek". Wiecie, taki do shotów.
Patrzymy na zdjęcia rentgenowskie i stwierdzamy, że kieliszek rzeczywiście tam jest. Na szczęście cały. Uruchamiamy sprzęt, wprowadzamy go gdzie trzeba i co się okazuje? Widzimy światła. To był kieliszek z diodami led. Chirurg zażartował, czy lepiej wyciągnąć to z pacjenta, czy po prostu wymienić baterie.
W szpitalu mieliśmy taką skrzynkę, w której zbieraliśmy rzeczy "wyciągnięte z d*py". I to dosłownie. Jednym z najbardziej imponujących przedmiotów w kolekcji był pełnowymiarowy zszywacz.
Jeden gościu miał mały, całkowicie niegroźny kawałek metalu w ręce. Jakiś opiłek dostał się tam przy okazji skaleczenia, rana się zrosła, a ciało obce pozostało. Nie było żadnego powodu, aby w tym grzebać. Koleś jednak się uparł i trzeba było przeprowadzić zabieg. On jednak nie chciał być cięty na żywca... nawet nie chciał znieczulenia miejscowego. Chciał pełne znieczulenie ogólne.
Cały zabieg trwał łącznie jakieś 3,5 minuty, z czego 99% czasu spędziłam na oczekiwaniu, a jakieś może 5 sekund na cięciu i wyciąganiu opiłka.
Innym razem zgłosił się do nas dzieciak, który kilka miesięcy wcześniej przewrócił się w lesie. Upadek zamortyzował dłońmi, więc się skaleczył. Rana jednak nie chciała się zagoić, a on czekał tyle czasu, aby się z tym zgłosić do szpitala. Okazało się, że miał tam niemal 3-centymetrowy kawałek jakiejś ostrej rośliny.
Chirurg na SORze. Musiałem usunąć z czyjegoś tyłka skrzydełko z kurczaka. I to nie była tylko kość, a skrzydełko w całości - z panierką i z mięsem - które ktoś postanowił wetknąć sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi.
To ja byłem debilem w tej historii. Raz jadłem cukierki w salonie, a tata zabronił mi jeść słodyczy, więc schowałem je tam, gdzie każdy przecież by je schował - w moim nosie. Potem nie mogłem ich wyciągnąć i musiałem jechać do szpitala. Ta historia powtórzyła się dwa razy, z czego nie jestem szczególnie dumny.
Nie chirurg, ale pielęgniarka. Raz mieliśmy pacjenta, któremu musieliśmy usuwać z tyłka hantel, który ważył ponad 2 kg. Wszyscy byliśmy w szoku i zastanawialiśmy się, jak on to tam wepchnął.
Moja mama pracowała w szpitalu i raz mieli tam dziwny przypadek. Niegroźna stłuczka samochodem, wydawało się, że nikomu nic nie powinno się stać, jednak mężczyzna obficie krwawił z krocza, a kobieta miała uszkodzone gardło przez "przedmiot", który ewidentnie został tam zbyt gwałtownie wsadzony.
Raz przyszła do nas kobieta, która tłumaczyła się historią, że jej chłopak jest majsterkowiczem i zostawił pełno narzędzi na łóżku. A że ona wróciła zmęczona po pracy i marzyła, żeby się położyć, to nie poczekała nawet, aż wszystko posprząta. Wyciągnęłam z jej pochwy śrubokręt. Całe szczęście, że skierowany był do środka rączką, a nie ostrą stroną.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą