Niektóre firmy wychodzą z założenia, że tradycyjne formy reklamy
są dobre dla słabeuszy, a porządna marka wymaga kampanii z jajem,
pazurem i przytupem, dlatego też idealnym rodzajem promocji będzie
tzw. marketing partyzancki, czyli niekonwencjonalny, agresywny,
często szokujący przekaz reklamowy, który dosłownie wstrząśnie odbiorcą i sprawi, że ten bez zastanawiania się kupi
promowany produkt. Problem w tym, że organizując takie kampanie
czasem można się trochę zagalopować i przypadkiem boleśnie
strzelić sobie w stopę.
W 2007 roku
szefostwo stacji Cartoon Network wpadło na fajny plan
promocji swojego nowego bloku programowego. Na ulicach paru
amerykańskich miast zainstalowano proste, elektroniczne urządzenia
z lampkami LED, które to przedstawiały bohaterów jednej z kreskówek. Trzeba przyznać, że to całkiem niedrogi i zwracający
na siebie uwagę sposób promowania marki.
Tym bardziej że
ustrojstwa, którymi CN udekorował przestrzeń publiczną, były do
bólu wręcz prymitywne – w zasadzie na cały gadżet składała
się płytka z wbudowanymi diodami, parę kabli i bateria.
No i
właśnie ten „chałupniczy” wygląd urządzeń sprawił, że
pewien mieszkaniec Bostonu pomylił reklamowy rekwizyt telewizyjnej
stacji z bombą podłożoną na ulicy przez jakiegoś islamskiego (z
całą pewnością) terrorystę. Powiadomiona o tajemniczym, groźnie
wyglądającym, przedmiocie
policja momentalnie zablokowała część
miejskich dróg oraz mosty.
Kiedy tylko pojawiły się doniesienia o
kolejnych „ładunkach wybuchowych” rozłożonych w różnych
częściach Bostonu, wiele osób wpadło w panikę. Potrzeba było
trochę czasu, aby uspokoić nastroje i wytłumaczyć przerażonym
obywatelom, że „bomby” walające się po mieście to tak
naprawdę część kampanii reklamowej kanału z kreskówkami.
Za swój bombowy
wybryk Cartoon Network musiał zapłacić karę wysokości 2
milionów dolarów!
Mająca premierę w
2008 roku, całkiem zabawna, komedia romantyczna pt. „Forgetting
Sarah Marshall” (u nas film ten znany był jako „Chłopaki też
płaczą”), opowiadała o załamanym po rozstaniu z dziewczyną
mężczyźnie, który usiłując pozbierać się,
wyjeżdża na urlop. Okazuje się, że w tym samym miejscu wakacje spędza też jego ukochana ze swoim nowym facetem. Film o odrzuconym
nieszczęśniku promowany był w dość oryginalny sposób. Autorzy
kampanii reklamowej rozwiesili w amerykańskich miastach tysiące
plakatów ze stylizowanym na odręczne pismo hasłem
„You suck,
Sarah Marshall!”.
Pomysł całkiem to niezły, bo jego forma wykonania
mogłaby wskazywać, że autorem tych desperackich ataków był skrzywdzony bohater filmu. Problem w tym, że osoby stojące za tą
akcją nie wzięły pod uwagę, że w USA mieszka całkiem sporo
kobiet nazywających się Sarah Marshall, którym może nie podobać
się sugerowanie, że zajmują się ssaniem czyjegoś wora.
Kampania ta odbiła
się głośnymi awanturami, a nawet tworzeniem identycznych plakatów,
których adresatem był reżyser filmu. Jedyną Sarą Marshall, która
zadowolona była z takiego obrotu spraw, okazała się właścicielka
domeny SarahMarshall.com. Czy to promocyjne przedsięwzięcie
pomogło w promocji komedii? Trudno powiedzieć. Pewne jest jednak
jedno – niesmak pozostał.
O tym, że nie ma
nic bardziej orzeźwiającego niż kawałek słodkiego sopla zeżarty w upał,
wie chyba każdy. Z takiego założenia wyszedł producent wodnych
lodów Snapple, który w 2005 roku na nowojorskim Times Square, w
ramach kampanii reklamowej, postanowił bić rekord świata i
umieścił tam wielkiego, bo prawie 8-metrowego, loda. Było gorące
lato, żar lał się z nieba, więc jak by nie patrzeć – idealny to
moment, aby trafić do potencjalnych odbiorców.
No cóż, to też
doskonałe warunki do topnienia…
Lód zaczął się roztapiać w
zastraszającym tempie, zalewając pobliskie ulice lepką, pachnącą
kiwi oraz truskawką, breją. Wezwani na miejsce strażacy mieli
sporo roboty – musieli bowiem zablokować ruch, co doprowadziło do
powstania wielkich korków. Sprzątanie tego bałaganu zajęło sporo
czasu, bo lód był przecież gigantyczny. Dodatkowo widok
roztopionej, brudnej cieczy, powoli spływającej do studzienek
ściekowych, był ostatnią rzeczą, jakiej sobie właściciele marki
Snapple życzyli.
Nie od dziś
wiadomo, że tłuste uliczne żarcie źle wpływa na ludzkie zdrowie
i lepiej unikać odżywiania się w fastfoodowych restauracjach.
Wiedzą też o tym właściciele knajpy Heart Attack Grill, którzy
już samą nazwą swojego biznesu sugerują, że zamawianie posiłków
w tym miejscu może doprowadzić konsumentów do poważnej awarii
pompki. W tej stylizowanej na szpital jadłodajni można m.in. kupić
ociekające tłuszczem hamburgery,
których wartość energetyczna
waha się w okolicach 10 tysięcy kalorii!
Ponadto osoby ważące
powyżej 160 kg jedzą za darmo!
Jeśli uważajcie,
że takie pomysły właścicieli tej knajpy są jawnym promowaniem
niezdrowych nawyków żywieniowych, to macie absolutną rację. I są
ku temu dość namacalne, aczkolwiek całkiem martwe już, dowody. W 2011
roku ważący 261 kg rzecznik prasowy Heart Attack Grill wyzionął
ducha, a rok później żywota dokonała pewna klientka restauracji,
która
dostała ataku serca podczas pałaszowania dania o nazwie
„Double Bypass Burger”.
Największą
kompromitację w dziedzinie marketingu partyzanckiego zaliczył operator sieci Vodafone, którego specjaliści od
reklamy uznali, że świetnym pomysłem będzie wprowadzenie nieco
zamieszania podczas corocznych rozgrywek w rugby, w których to o
trofeum Bledisloe Cup walczą reprezentacje Australii i Nowej
Zelandii. Vodafone zwerbowało więc kilku śmiałków, którzy
rozebrawszy się do naga, wbiegli na murawę. Oryginalnie, prawda?
Nieświadomy całej
tej akcji dyrektor naczelny Vodafone skomentował to wydarzenie
takimi słowami:
„Goli idioci wbiegają na boisko. A potem James,
mój syn, mówi do mnie: „Hej tatusiu, ci faceci mają twoje logo
na plecach”. Możecie sobie wyobrazić, co pomyślałem”.
Najgorsze jednak
było to, że usmarowani farbą nadzy kolesie zakłócili przebieg
spotkania akurat w chwili, gdy drużyna Nowej Zelandii miała
strzelać rzut karny, który mógł zadecydować o wyniku całej rozgrywki.
Rozproszony zawodnik chybił, w wyniku czego nowozelandzka ekipa
przegrała mecz. Jak można się było spodziewać –
sieć Vodafone
została w tym kraju szczerze znienawidzona.
Nie pomogły ani
przeprosiny ze strony autorów tego idiotycznego pomysłu, ani nawet
wysoka kara, którą firma ta musiała zapłacić.
Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą