W chwili kiedy cały świat odwraca się od wszystkiego co rosyjskie, warto przypomnieć, że jeszcze parę lat temu niezaprzeczalna
charyzma Władimira Putina zachwyciła kilka znanych osobistości
niekoniecznie ze świata wielkiej polityki. Możliwość przybicia
piątki, czy chociażby wypicia herbatki z szefem wszystkich szefów
przyciągnęła do prezydenckiego pałacu osoby, które w zasadzie nie powinny się
tam znaleźć.
„Putin, jest fajny
jak cholera. Byłem tam kilka lat temu i miał ze trzydzieści
dziewczyn… Miał najgorętsze dziewczyny na świecie... miał te
wszystkie Bentleye, samochody... Poszliśmy do tego jednego klubu i
ta dziewczyna powiedziała: Bardzo chciałabym się z tobą spotkać
Dennis, ale nie mogę, bo muszę dalej kręcić z Putinem.” -
wspominał swoją wizytę w Rosji ekscentryczny koszykarz. Rodman wpadł na imprezę do prezydenta Federacji Rosyjskiej
krótko po wycieczce, którą sportowiec odbył do Korei Północnej,
gdzie spoufalał się z Kim Dzong Unem. Doprawdy, lepszych kumpli
Dennis nie mógł sobie znaleźć.
W 2012 roku słynny, francuski gwiazdor obraził się na swój kraj po tym, jak dowiedział
się, że należąc do najbogatszych obywateli musi zapłacić 75%
podatku. Depardieu postanowił więc postarać się o obywatelstwo
belgijskie. Złożył nawet stosowny wniosek. Nieoczekiwanie o
problemach aktora dowiedział się Władimir Putin, który
zaproponował, że uczyni z Obeliksa rasowego
Rosjanina. Gerard ucieszył się i skorzystał z wyciągniętej przez
polityka dłoni. Niedługo potem, w Soczi, artysta
przyjął
obywatelstwo z rąk rosyjskiego prezydenta. Depardieu kupił sobie
nawet apartament w Sarańsku i przez jakiś czas tam mieszkał.
Później jednak oznajmił, że czuje się Francuzem, ale podatki ma
zamiar płacić w Rosji.
Aktor chętnie
udziela się w mediach społecznościowych, gdzie jeszcze nie tak
dawno pisał, że Ukraina jest częścią Rosji i że nie wolno
krytykować rosyjskiego lidera, bo
„jest to silny człowiek,
którego naród potrzebuje”. I chociaż jeszcze parę tygodni temu
gwiazdor apelował:
„Zostawcie Putina w spokoju!” to wczoraj
oficjalnie potępił zbrojny konflikt i zaczął publicznie nawoływać
swojego przyjaciela do opamiętania się.
Film przedstawiający
puszystą gwiazdę kina akcji klasy C, zajadającą się białoruską
marchewką na oczach zachwyconego tym faktem Aleksandra Łukaszenki, okrążyło już Internet wiele razy, ale nadal niezmiennie bawi.
Tymczasem aktor, który swoją godność zgubił gdzieś w latach
90., a obecnie jest czymś na kształt mięciutkiego misia Haribo, po
długich staraniach wyprosił otrzymanie rosyjskiego obywatelstwa i
bardzo zabiegał o przyjaźń rosyjskiego prezydenta (którego to
nazwał:
„jednym z najznakomitszych, światowych przywódców”).
Bardzo też otwarcie popierał zaanektowanie przez Rosję Krymu i z
pełnym przekonaniem powtarzał za rosyjską propagandą oskarżenia
o to, że Ukraina jest państwem rządzonym przez faszystowski rząd.
Jednocześnie nie widział żadnego problemu w przekazaniu swojej
katany prezydentowi Wenezueli - Nicolásowi Maduro...
Obecnie nieco
ostrożniej wypowiada się na temat eskalującego konfliktu między
oboma krajami, dyplomatycznie twierdząc, że
„modli się o
pokojowe rozwiązanie tej sytuacji”.
W czasie swojej
kariery bokserskiej, pochodzący z USA, Roy Jones Jr. zdobył tytuł
mistrza świata aż w czterech różnych kategoriach wagowych. Sportowiec bywał też komentatorem
walk (dość marnym – stacja HBO, która podpisała z nim kontrakt,
szybko musiała boksera odprawić, bo nie wykazywał się on
zaangażowaniem w swojej nowej pracy) oraz raperem. Grywał także w
filmach i w serialach. W 2015 roku Roy spotkał się na Krymie z
Władimirem Putinem, aby omówić z nim
możliwości biznesowe, jakie
mogłyby płynąć z jego kontaktów z rosyjskim narodem. Przy okazji
też poruszył temat obywatelstwa… Swoją prośbę argumentował
częstymi, biznesowymi wizytami w Rosji i ciągłymi problemami z
załatwieniem wszystkich, stosownych formalności. Putin poszedł
swemu gościowi na rękę i „załatwił mu” paszport. Wiadomo
jednak, że głównym celem zdobycia rosyjskiego obywatelstwa była
dla Roya desperacka potrzeba cieszenia się z zarobionej w ciągu całej
kariery fortuny, bez konieczności płacenia horrendalnych podatków.
Były gwiazdor
Hollywood, który na skutek operacji plastycznych zamienił swoją,
niegdyś przystojną twarz, w opuchniętego, bezkształtnego kartofla, również miał
okazję poznać prezydenta Federacji Rosyjskiej:
„Spotkałem go
parę razy i uważam go za prawdziwego gentlemana, wyluzowanego,
fajnego człowieka, który zawsze patrzy drugiej osobie w oczy.
Myślę, że to dobry człowiek”. Rourke ma spory sentyment do
Rosji – od 2009 roku jest w związku z pochodzącą stamtąd
modelką - Anastasją Makarenko. Sporo czasu spędził też w...
rosyjskich więzieniach. To tam poznawszy wielu lokalnych
kryminalistów, przygotowywał się do swojej roli w drugiej części
„Iron Mana”.
W 2014 roku, gwiazdor ponownie odwiedził Rosję.
Tym razem, aby triumfalnie wrócić do przerwanej przed laty kariery
bokserskiej. 62-letni wówczas aktor stoczył walkę z o połowę od siebie młodszym Elliotem Seymourem. Później dopiero
okazało się, że jego przeciwnik był w rzeczywistości bezdomnym,
który za udział w tym teatrzyku zgarnął 15 tysięcy dolców. Cały
pojedynek został od początku do końca ustawiony, a jednym z
warunków było to, że Seymourowi nie wolno było bić gwiazdora po
twarzy…
Podczas swego pobytu
w Moskwie, artysta chętnie pozował do zdjęć dumnie eksponując na
swym torsie
koszulkę z wizerunkiem Putina.
Od paru lat frontman
popularnego niegdyś zespołu Limp Bizkit spędza niemało czasu na
Krymie, skąd pochodzi jego obecna małżonka. Oprócz tego częściej
niż na Facebooku, muzyk publikuje swoje wpisy na rosyjskim odpowiedniku
tego serwisu – Vkontakcie. Durst jest otwartym zwolennikiem
polityki Władimira Putina, którego chwalił za bycie osobą o
„jasnych zasadach moralnych”. Po aneksji Krymu przez Rosję,
piosenkarz wyrażał szczerą chęć zakupu tam posiadłości, a
nawet snuł marzenia o zostaniu „przyjacielem Putina”. Za swoje
przesadne podlizywanie się prezydentowi wrogiego mocarstwa, artysta
dostał kilkuletni szlaban na wizyty w Ukrainie.
Jako fan filmu „Arizona Dream” z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość,
że reżyser tego dzieła zbratał się z Władimirem Putinem (równie
przykro mi było, kiedy dowiedziałem się, że Oliver Shanti - twórca mistycznej, uduchowionej muzyki medytacyjnej, brutalnie
zgwałcił ponad setkę dzieci, za co trafił do pierdla i został
tam zamordowany przez współwięźniów...) Pochodzący z Serbii filmowiec, ochoczo przyjął z rąk Putina posadę
dyrektora
moskiewskiego teatru wojskowego. Reżyser „Czasu cyganów” już
od dłuższego czasu sympatyzuje z tym politykiem. W 2005 roku,
wychowany w muzułmańskiej rodzinie, reżyser przeszedł na
prawosławie, a parę lat później dostał rosyjskie obywatelstwo. Z
prezydentem kraju łączą go nie tylko poglądy polityczne, ale i
bliższe, koleżeńskie relacje.
Całkiem niedawno Władimir wręczył
Emirowi „Order Przyjaźni” – wyróżnienie przyznawane osobom,
które w szczególny sposób przyczyniły się do szerzenia miłych
relacji między Rosją, a innymi narodami.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą