Zakrzywiona rzeczywistość instagramowych piękności XVII - Wąska w pasie
Reszka
·
25 maja 2022
86 353
170
40
Poszczególne kraje rozpoczynają walkę z instagramowymi pięknościami, które dzięki programom graficznym poprawiają swoją urodę. Tej wesołej trzydziestce to z pewnością nie grozi, bo ich „delikatne retusze” wcale a wcale nie uczyniły z nich ideałów urody.
W dzisiejszym odcinku literka „Z” przyniesie Rosji pecha, Bill Gates zdradzi, jakiego smartfona używa, a Google ogłosi bankructwo.
Rosyjski oddział Google nie ma łatwego życia. Najpierw
zastraszanie pracowników przez lokalne władze, potem jakieś naciski, kary, a na
końcu blokady tamtejszych kont bankowych. I to ostatnie przelało już czarę goryczy
i sprawiło, że Amerykanie postanowili się poddać.
Zajęcie przez władze rosyjskie konta bankowego rosyjskiego
oddziału Google uniemożliwiło funkcjonowanie naszego biura w tym kraju, w tym
zatrudnianie i wypłacanie wynagrodzeń pracownikom, płacenie dostawcom i
sprzedawcom oraz wypełnianie innych zobowiązań finansowych.
No więc rosyjski oddział nosi się z zamiarem złożenia
wniosku o ogłoszenie
upadłości,
ale firma jednocześnie podkreśla, że na terenie kraju wciąż będą dostępne bezpłatne
usługi. Mowa tutaj m.in. o sklepie Google Play, platformie YouTube, Mapach Google,
całym systemie Android, wyszukiwarce i poczcie Gmail.
I dziwić się, że Rosjanie robili Google pod górkę, kiedy
YouTube usuwa filmy z ich własną propagandą. Ale od początku. Od początku
konfliktu na Ukrainie z portalu usunięto już ponad 70 tys. filmów zawierających
w sobie treści głównie związane z wojną. Mowa o materiałach, w których naruszano
zasady społeczności poprzez trywializowanie lub zaprzeczanie istnieniu konfliktu
i nazywanie go „operacją militarną”.
Wiadomym było, że większość platform typu YouTube niemal
natychmiast podjęła walkę z filmami szerzącymi treści dezinformacyjne. Nie wszyscy
jednak się tym chwalili, a sam YouTube dopiero niedawno udostępnił odpowiednie
statystyki.
Wynika z nich jasno, że od 24 lutego tego roku z serwisu zniknęło ponad 70 tys.
materiałów wideo za naruszanie polityki.
Mamy politykę dotyczącą poważnych wydarzeń z użyciem
przemocy i odnosi się ona do takich rzeczy jak zaprzeczanie poważnym
wydarzeniom z użyciem przemocy: wszystko od Holokaustu do Sandy Hook. I
oczywiście to, co dzieje się na Ukrainie, jest poważnym wydarzeniem związanym z
przemocą. Dlatego też wykorzystaliśmy tę politykę do podjęcia bezprecedensowych
działań. Pierwszym i prawdopodobnie najważniejszym zadaniem jest upewnienie
się, że ludzie, którzy szukają informacji na temat tego wydarzenia, mogą
uzyskać dokładne, wysokiej jakości, wiarygodne informacje na YouTube.
Litera „Z” kojarzy się obecnie w tak negatywny sposób, że
nawet instytucje używające jej od lat wolą zmienić swoje logo na nieco mniej
obrazoburcze, aby uniknąć w ten sposób niepotrzebnych dramatów. W Rosji jest
oczywiście zupełnie inaczej. Literę „Z” w niektórych przypadkach nosi się z
dumą i maluje ją gdzie tylko się da. Na przykład na satelicie misji Kosmos-2555.
29 kwietnia z kosmodromu w Plesiecku wystrzelono
rakietę, której zadanie polegało na wyniesieniu na orbitę szpiegowskiego
satelity Kosmos-2555. Według Rosyjskiego Ministerstwa Obrony oraz agencji
Roskosmos wszystko poszło zgodnie z planem i obiekt znalazł się tam, gdzie miał
się znaleźć. Wszystko oczywiście bez żadnego problemu. Prawda okazała się
jednak nieco inna, co szybko wychwycili
obserwatorzy misji.
Przede wszystkim satelita nie nadawał żadnych sygnałów. Dodatkowo
nie do końca trzymał się on swojej orbity. Co rusz trzeba było ją korygować, a
mimo tego i tak obiekt stale obniżał swój lot. W około 2 tygodnie po starcie
znalazł się on z początkowych 290 km nad powierzchnią Ziemi, na około 260 km.
Nie trzeba było znawcy, aby odkryć, że los misji Kosmos-2555, która miała dla Rosjan
znaczenie wielce propagandowe, jest
przesądzony.
No i stało się. W zeszłym tygodniu satelita znalazł się tak
nisko, że spłonął w ziemskiej atmosferze i tak oto zakończył się jego jakże
krótki żywot. A mogli nie malować tego nieszczęsnego „Z”…
A przynajmniej tak wynika ze słów dziennikarza, który postanowił
sam przetestować szumnie zapowiadany przez Amerykanów Apple Self Service Repair.
Pierwsze wzmianki o nim pojawiły się już w zeszłym roku, jednak ostatecznie
uruchomiono go dopiero w kwietniu tego roku. Nie trzeba było wiele czasu, aby nieco
bardziej kumaci użytkownicy zwrócili uwagę, że jest tu coś nie tak.
W oczy rzucały się przede wszystkim strasznie wysokie koszty
całego przedsięwzięcia. Sprawa bowiem nie ograniczała się jedynie do zamówienia
pożądanej części j i prostej wymiany. Trzeba było dodatkowo wynająć specjalistyczne
narzędzia, zapłacić za nie dość słono, uiścić ogromną kaucję, a na koniec… a na
koniec zwrócić się do zewnętrznej firmy, która miała zweryfikować oryginalność
naszego produktu…
Sean Hollister z
The Verge przeprowadził mały eksperyment i podjął się wymiany baterii w swoim
telefonie iPhone Mini. No i się zaczęło… Już na samym początku musiał zapłacić
69 dolarów za samą baterię. Następnie dodatkowe 49 dolarów za wynajęcie specjalistycznych
narzędzi, a w międzyczasie jeszcze 1200 dolarów kaucji, które stanowiły
zabezpieczenie, na wypadek gdyby ktoś narzędzi nie chciał zwrócić lub je w
jakiś sposób uszkodził/zgubił.
To jednak nie wszystko. Ponoć jakość dostarczonych części
nie była najlepsza, narzędzia działały tak sobie, cały proces daleki był od
tego, aby nazwać go „intuicyjnym”, a na koniec telefon nie rozpoznał baterii
jako oryginalnej. Po całej procedurze dziennikarz musiał jeszcze skontaktować
się z zewnętrzną firmą, która potwierdzi oryginalność użytych części.
I teraz wisienka na całym torcie absurdu. Wiecie ile Apple liczy
sobie za taką wymianę baterii w swoim serwisie? 69 dolarów. Czyli tyle samo,
ile dziennikarz zapłacił za samą część do wymiany. Kurtyna.
Kilka dni temu w serwisie
Reddit odbyła się sesja
AMA (ask me anything – zapytaj mnie o cokolwiek) z Billem Gatesem. Pojawiło się
wiele ciekawych pytań dotyczących technologii i przyszłości naszej planety.
Ktoś jednak postanowił zapytać, jakiego smartfona używa założyciel Microsoftu.
Miliarder chyba po raz pierwszy odpowiedział szczerze na tego typu pytanie.
Gates przyznał, że w ostatnim czasie korzysta ze smartfona
Samsung Galaxy Z Fold 3 i jest niego bardzo zadowolony. Powiedział, że ceni
sobie duży obszar roboczy i spore możliwości, jakie niesie ze sobą posiadanie
urządzenia tego typu. Dodał, że z takim telefonem i laptopem przy sobie nie ma
potrzeby posiadania żadnego dodatkowego urządzenia – czy to do celów
rozrywkowych, czy do pracy.
Gates jednak już nie pierwszy raz wypowiadał się pozytywnie
o smartfonach z Androidem. Dodatkowo Samsunga i Microsoft łączy ścisła
współpraca, więc wybór flagowca od koreańskiego producenta w zasadzie też
nikogo nie powinien dziwić.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą