Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak to jest od siedmiu lat nie mieć przyjaciół, doktorant na polskiej uczelni i inne anonimowe opowieści

48 233  
260   131  
Dziś m.in. przeczytacie wyznanie doktoranta z polskiej uczelni, poznacie opinię na temat trzymania psów w mieszkaniach oraz dowiecie się, jak to jest od siedmiu lat nie mieć przyjaciół.


#1.

Mam 33 lata, dobrze zarabiam, nawet bardzo dobrze, wybudowałem dom, jeżdżę trzyletnim autem, stać mnie na motor, quada, drona za kilkanaście tysięcy i kilka innych drogich hobby.

Problemem jest, że ww. rzeczy są jedynymi, które przyciągają do mnie kobiety. Dla płci pięknej jestem nudny i nieatrakcyjny. Mogę im imponować jedynie pieniędzmi i zdaję sobie z tego sprawę. Poczucie, że kobieta jest ze mną dla wygodnego życia i idzie ze mną do łóżka, bo musi, mając przy tym zamknięte oczy i prawdopodobnie wyobrażając sobie w tym czasie, że robi to z jakimś swoim byłym, jest przytłaczająca psychicznie. Niestety nic z tym nie zrobię i z dwojga złego wolę w tę stronę niż bycie samotnym.

#2.

Jestem doktorantem na jednej z polskich uczelni humanistycznych, w zasadzie to na końcówce. Jak poznaję nowe osoby, mało komu mówię, co robię. Dlaczego? Bo się zwyczajnie tego wstydzę. Podejście Polaków do kariery naukowej jest co najmniej dziwne. Teksty typu „eee, to takie pisanie książek, nuda” albo „czym ty taki zmęczony jesteś, jak ty tylko siedzisz i piszesz” są na porządku dziennym. Z drugiej strony wkurzam się, bo poszedłem na te studia z pasji, a aktualnie mam ich serdecznie dość.
Uczelnia oraz polski system edukacji zabiły we mnie tę pasję. Obiecywanie złotych gór, a jak przyszło co do czego, to wszyscy się odwrócili. Poza tym aktualnie doktorat nic nie znaczy, mało tego, pozbawia ludzi doświadczenia zawodowego. Ja, że jestem uparty, to pracuję w zawodzie i piszę, dzięki czemu mam doświadczenie poparte latami pracy. Ale jakim kosztem? Odrzucenia prawie wszystkich znajomych, dawnego stylu życia, właściwie nieposiadania czasu wolnego. Kosztem pracy na część etatu i mieszkania w wynajmowanym pokoju, bo nie stać mnie na założenie rodziny i swoje mieszkanie. I co z tego będę miał? Ludzie będą mieli mnie za przemądrzałego dziwaka (choć uważam się za osobę racjonalnie myślącą), moja sytuacja zawodowa nie ulegnie zmianie, satysfakcji z tego na pewno nie będzie. Lata wyrzeczeń, poświęceń, by mieć nic nieznaczące „dr” przed nazwiskiem.

A moi znajomi, mający tylko średnie wykształcenie, pracują w korporacjach, gdzie za mało absorbująca pracę, o czym sami mówią, otrzymują dość dobre wynagrodzenie. Albo posiadają własne działalności, co też bym chciał, ale mnie na to nie stać. I oczywiście brak szans na stałe zatrudnienie na uczelni, czym tak mamiono jeszcze kilka lat temu. Chory kraj, chory system.

#3.

Uważam, że powinno się wprowadzić ustawowy zakaz trzymania psów w mieszkaniach.

Jestem wychowany na wsi. Od zawsze obcowałem ze zwierzętami. Potrafię się o nie zatroszczyć. Teraz mieszkam w mieście, w bloku. I nie mogę na patrzeć na to, co ludzie wyczyniają z psami.
Trzymają duże zwierzęta na małym metrażu, często z dużą ilością innych domowników.
Nie reagują na szczekanie pupila. Często zostawiane są one na całe dnie same w mieszkaniach. A zwierzak zawodzi i szczeka (ale co tam, przecież właściciel tego nie słyszy, więc mu nie żal).
Ludzie pozwalają psu sikać na klatce schodowej, często po psie nie sprzątają.
Nagminne jest wyprowadzanie zwierza na tereny zielone, place zabaw. I oczywiście NIKT po swoim psie nie sprząta.
Kilkakrotnie zwracałem kulturalnie uwagę, ale po pewnym czasie zrobiono ze mnie na osiedlu ćwoka, co się czepia i „nie lubi piesków”.
A ja po prostu nie mogę znieść tego, że ktoś dla własnego podłechtanego ego tak uprzykrza życie psu i sąsiadom.

#4.

Jestem od czterech lat z dziewczyną. Gdy się poznaliśmy, dość szybko zaczęliśmy być naprawdę blisko. Jakieś dwa tygodnie po rozpoczęciu znajomości poszliśmy razem do łóżka. Kilka miesięcy potem zamieszkaliśmy razem i zaczęliśmy planować przyszłość. Szybko minęły cztery lata i wiem, że teraz należałoby pójść krok dalej. Ale ja nie mogę się przemóc, żeby jej się oświadczyć. Czuję się w potrzasku. Niby wszystko jest OK i nic się nie wydarzyło, ale ja jej chyba po prostu nie kocham. Związałem się bardziej z jej fizycznym aspektem, a to, że zaczęliśmy prawie od razu od łóżka, nie pomogło. Mam wrażenie, że seks był tak fajny, że nie zastanowiłem się, czy ja ją w ogóle lubię... Jako osobę, a nie tylko kochankę.
Jakoś od roku niby nic się nie zmieniło, ale doszedłem do wniosku, że oprócz cielesności niewiele nas łączy. Rzadko gadamy tak szczerze i od serca, a gdy już się to zdarza, to mam wrażenie, że w ogóle nie znam osoby, z którą mieszkam od ponad trzech lat. A co gorsza, jak ją poznaję, to wcale nie zaczynam lubić. Nie robi ani nie mówi nic złego. Zwyczajnie jej nie lubię. Nie mam ochoty spędzać z nią reszty życia.

Ktoś też tak ma lub miał? Czuję się, jakbym był małym chłopcem, który nie potrafi podjąć decyzji i po czterech latach ma ochotę uciec i się rozmyślić. To okropne i niepoważne, ale nie ma chyba sensu się oszukiwać.

#5.

Jestem dość wrażliwa na otoczenie, w którym przebywam, mam na myśli wnętrza itp. W domu moich rodziców nic do siebie nie pasowało, każdy mebel był z innej parafii, mama gromadziła absolutnie wszystko „bo się przyda”, miejsca na to nie było i mnóstwo rzeczy leżało na półkach, blatach, szafy się nie domykały. Raz udało mi się wywalczyć odmalowanie salonu, zrobiłam to sama, do tego przestawiłam meble, żeby pomieszczenie było bardziej funkcjonalne, podzieliłam je na strefy. Goście pytali się, kiedy zdążyliśmy zrobić remont, tak bardzo zmienił się pokój. Ale to było raz, każda próba wyrzucenia/schowania czegokolwiek kończyła się wyrzutem, że najchętniej bym matkę wyrzuciła.
Nie mogłam tam wytrzymać. Nie mogłam się skupić. Nieodmalowana od 15 lat kuchnia mnie brzydziła (bo bez sensu machnąć ściany białą farbą, jeśli „niedługo” będzie remont kuchni, słyszę to od 10 lat i nie, nie planują remontu). Sporo rzeczy można w domu zrobić bez wielkich funduszy, więc brak pieniędzy to żadne wytłumaczenie. Szybko się usamodzielniłam, do liceum poszłam do szkoły z internatem (miałam stypendium i pracowałam), a ostatni raz nocowałam u rodziców, kiedy miałam jakieś 18 lat.
Kupiłam swoje mieszkanie i wreszcie czuję spokój. Pierwszy raz jestem u siebie. Mały remont, powoli dokupuję meble. Nie jestem jakąś niesamowitą estetką czy perfekcjonistką, gdzieniegdzie ściany wyszły krzywe, w łazience delikatnie odłupała się płytka... No nie jest to instagramowe wnętrze, ale jest schludne. Codziennie wieczorem staram się powierzchownie posprzątać wszystkie pokoje, na bieżąco wyrzucam butelki po szamponach, więc łazienka wreszcie nie jest nimi zawalona. Dokumenty trzymam w segregatorach na półce. Sprane ubrania wyrzucam i nie trzymam miliona worków „na szmaty”.

Smutno mi trochę, że całe życie musiałam podporządkować temu, żeby móc mieszkać jak człowiek, ale nie szło inaczej. Nie miałam swojego miejsca na świecie i czułam się bez tego okropnie, wręcz nie mogłam funkcjonować, obsesyjnie myślałam tylko o tym, że chciałabym być u siebie. Teraz czuję spokój, jakiego nie czułam nigdy, ale nic nie wróci mi lat straconych na oszczędzaniu i pracy, kiedy rówieśnicy nawiązywali kontakty i zwiedzali świat.

#6.

Piję od 10 lat. Straciłam przez to kilka razy pracę albo faceta. Dwa tygodnie temu mój chłopak się wyprowadził z domu, bo tak dałam „czadu”. Dał mi dużo szans, zmarnowałam to. Żałuję. Teraz mam dobrą pracę itd., ale o czym chcę napisać? Od 8 dni nie piję. Jestem po pierwszym spotkaniu AA. Musiałam stracić kogoś najważniejszego, żebym się przyznała przed samą sobą, że jestem alkoholiczką. Ale teraz muszę sobie pomóc i może się ułożyć z nim. Po zerwaniu wpadłam w szał pisania do niego SMS-ów, listów. Nawet pojechałam do niego do domu... Jest tylko gorzej. Oczywiście w amoku pisałam, że się zabiję itd. Moja rodzina wiedziała, że mam problem, on też. Próbowali pomóc, ale ja zawsze potrafiłam sobie wytłumaczyć, że mam depresję i alkohol mi pomaga. Nie pomagał... Ale co ważne, minął 8 dzień bez picia. Trzymajcie kciuki. Nigdy nie jest za późno, żeby się przyznać przed sobą. Może komuś to pomoże, zanim straci ukochaną osobę i zdrowie jak ja.

#7.

Od siedmiu lat nie mam przyjaciół i nie żałuję. Będzie trochę czytania.
Osiem lat temu zakochałam się po uszy. Cudowny, wspaniały, wolny, bez nałogów, bez zobowiązań. Uwielbiał to co ja, tę samą muzykę, te same filmy, maratony w kinie do rana? Czemu nie!!! Spontan, by po pracy pojechać do Czech na knedliki? Czemu nie!! Nie przeklinał, pracował, uczył się, doskonalił. Świetny kochanek, zawsze skłonny do igraszek, co bardzo odpowiada mojemu libido. Idealny!!
Całkowite przeciwieństwo mojego męża. I tu akcja właściwa.
Z moimi mężem łączyła nas wpadka z synem, kupione mieszkanie. Tyle. Poza tym nic więcej. Ale mąż dobry, nie pije, czasem nie ma pracy, ale to nic. Dorobi na czarno. Hazard? Nie, lotto to nie hazard... 600 zł na miesiąc. No wcale.
Moi przyjaciele od jakiegoś czasu mówili: „Po co z nim jesteś? Tłamsi cię, wyśmiewa cię przy nas, twoje zainteresowania ma za nic, nie pasujecie, to bez sensu, patrz jaki on gwałtowny, hazardzista, jaki nietowarzyski”.
Nie umiem kłamać ani oszukiwać, a więc szczera rozmowa – nie kochamy się, łączą nas ściany i dziecko, a to za mało. Poza tym dziecko ma 4 lata i już jest znerwicowane od awantur i jazgotu i życia bez miłości i szacunku. O Idealnym nie wspomniałam, nie byliśmy wtedy razem – po prostu pokazał, że jestem kobietą, którą się kocha i szanuje.

Rozwód – szybki, jedna sprawa, bez orzekania o winie, synek ze mną. Podział majątku, jakim jest nasze mieszkanie bez ogrzewania i z grzybem trwa do teraz, ale to materiał na książkę. Co z przyjaciółmi? W trakcie rozwodu dowiedziałam się: jestem zimną suką, co zostawia takiego fajnego męża, jak mogę, pójdę na dno razem z synkiem, bo nie skończyłam studiów i nie mam pracy. A mąż mieszkania nie odda. Tak skończyły się te ponoć przyjaźnie... Po rozwodzie dowiedzieli się o Idealnym, zatem: puszczalska, doprawia rogi (po rozwodzie, serio?), jestem okropną matką, Idealny mnie kopnie w dupę, a kiedy dowiedzieli się, że jest ode mnie sporo młodszy, to już całkiem pożywka i bicie piany: szczeniaka sobie wzięła, pewnie dobrze jej robi, pewnie ona go utrzymuje (za co?), wariatka, co będzie za 5 lat.

Idealny dostał świetną pracę w innym, dużo większym mieście 80 km od nas – załatwił mi pracę, wynajął mieszkanie dla nas. Były mąż bierze synka co 2 tygodnie na weekend. Minęło 7 lat, Idealny nie kopnął mnie w tyłek – co najwyżej czule całuje lub podszczypuje. Syn ma 12 lat i od dwóch można powiedzieć, że jest już całkiem wyciszony i czuje się bezpiecznie.

Czemu tu napisałam? Bo właśnie na FB napisali do mnie moi „przyjaciele”, że tak bardzo cię cieszą, że mnie znaleźli. I czy mogą przyjechać na majówkę do mnie, bo Wrocław to cudowne miasto, ale drogie hotele i chyba ze względu na dawną przyjaźń mogę ich przenocować?

SERIO??? Podałam link do strony z tanimi hostelami bez żadnego słowa... Nie mogę ochłonąć do tej pory, co za tupet.

W poprzednim odcinku m.in. zdradziłem dziewczynę tylko kilka razy oraz bezskuteczne staranie się o dziecko

6

Oglądany: 48233x | Komentarzy: 131 | Okejek: 260 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało