Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Żegnamy najsłynniejszego archeologa kina – tych sześciu faktów o Indianie Jonesie mogliście nie znać!

27 870  
147   27  
Może Indiana Jones to podręcznikowy wręcz przykład złego archeologa, zawodowego partacza i pozbawionego cienia moralnych zahamowań grobowego łupieżcy, ale z całą świadomością wszystkich jego paskudnych przywar, trzeba to przyznać – stworzona przez Stevena Spielberga i zagrana przez Harrisona Forda postać zapisała się wielkimi literami w historii kina. Wielka więc szkoda, że w chwili, gdy czytacie te słowa, do kina wkracza ostatnia odsłona przygód Indy’ego. Ford ma już na karku 81 lat i właśnie żegna się z rolą archeologicznego awanturnika.
To dobry moment, aby przytoczyć kilka ciekawostek z planów produkcji, które dla wielu z nas, w tym i dla mnie, były filmami mającymi ogromny wpływ na dzieciństwo. Ach, jakże smutno było mi, zajaranemu gówniarzowi, gdy dowiedziałem się, że praca archeologa wcale nie polega na tłuczeniu nazistów po mordach, tarmoszeniu ładnych pań i szukaniu skarbów w naszpikowanych pułapkami lochach…

#1. Inspiracją imienia bohatera był… pies

Całkiem niedawno pisałem o tym, że jednym z pierwowzorów dla postaci Jonesa był Hiram Bingham oraz bohater pewnego przygodowego filmu z lat 50. Nie wspomniałem wówczas jednak o genezie imienia, a raczej pseudonimu (w końcu formalnie słynny archeolog zwie się przecież Henry Jones junior) – Indiana.

Tak prezentował się Jones według pierwszych szkiców

Na początkowym etapie prac nad „Poszukiwaczami zaginionej Arki” postać ta została nazwana przez George’a Lucasa, współscenarzystę tego przedsięwzięcia, Indiana Smith. I chociaż Spielberg wymógł na swoim przyjacielu zmianę nazwiska bohatera na Jones, to Lucas upierał się przy tym, aby pseudonim archeologa brzmiał „Indiana”. Wszystko to przez… psa późniejszego twórcy „Gwiezdnych Wojen”. Filmowiec miał bowiem kiedyś swojego ukochanego malamuta o tym imieniu i bardzo chciał złożyć mu tym filmem hołd.


Reżyser pozwolił sobie nawet na małe mrugnięcie okiem dla wtajemniczonych, kiedy to w scenie zamykającej film „Indiana Jones i ostatnia krucjata”, ojciec Indy’ego wypomina swojemu synowi, że ten każe nazywać się imieniem swojego dawnego czworonoga. „Mam bardzo miłe wspomnienia związane z tym psem…” – odpowiada Jones junior.

https://www.youtube.com/watch?v=bGN0LuEXBYY

#2. Aktor z przypadku

W „Indianie Jonesie i Świątyni Zagłady” na ekranie brylował małoletni Ke Huy Quan, który to wcielił w postać Shorta Rounda – chińskiego dzieciaka, co to przykleił się do Jonesa niczym rzep do psich jajec i razem z nim wpakował się w typowe dla Jonesa tarapaty. I chociaż komediowego talentu nie można było temu młodemu artyście odmówić, to prawda jest taka, że aktorem tak naprawdę to on nie był. Na przesłuchanie trafił z mamą i swoim starszym bratem, który to ubiegał się o rolę… Rounda właśnie.


Mocno „wyszczekany” Ke zwrócił uwagę filmowców tym, że w bardzo ekspresyjny sposób tłumaczył swojemu braciszkowi, jak powinien przygotować się do występu przed kamerą. Po chwili małolat przeszedł do drugiego etapu castingu, gdzie odegrał scenę z Fordem i dostał swoją pierwszą w życiu fuchę aktorską.
Nie wiedziałem, kim był Steven, George czy Harrison. Nie widziałem „Poszukiwaczy zaginionej Arki” i nawet nie miałem pojęcia, że kręcony będzie jej sequel. Dopiero po zakończeniu zdjęć Steven pokazał mi wszystkie swoje filmy
– wspominał Quan, który zaliczywszy tę nieplanowaną przygodę z kinem, poszedł do szkoły aktorskiej, a w tym roku odebrał Oscara za najlepszą rolę drugoplanową we „Wszystko wszędzie naraz”.

Ciekawostka: Short Round został nazwany po… (co za niespodzianka!) psie jednego ze scenarzystów – Willarda Huycka. Ewidentnie nadawanie psich imion bohaterom tych filmów stało się tradycją – również postać Willie Scott zwie się po pewnym czworonogu. Konkretnie po spanielu Stevena Spielberga.

#3. Nietypowa zagwozdka dla ubezpieczyciela

Jednym z najcenniejszych rekwizytów na planie drugiej części serii była suknia noszona przez Kate Capshaw, wcielającą się w rolę głupiutkiej i rozkapryszonej tancerki Willie Scott. Ubranie to było ręcznie uszyte z drogiego materiału i przyozdobione autentycznymi koralikami z lat 20. i 30. Warto dodać, że zdobycie ich graniczyło z cudem. To dlatego o tę garderobę nie tylko bardzo dbano (w końcu uszyto tylko jeden taki egzemplarz!), ale i na wszelki wypadek – ubezpieczono ją. W jednej ze scen mających miejsce w dżungli, bohaterka wiesza suknię na gałęzi, aby się przebrać. Wówczas to słoń, ewidentnie bardzo zainteresowany tkaniną, zaczyna ją beznamiętnie żuć.


Scena wygląda dość komicznie i można by uznać, że została nakręcona celowo. W rzeczywistości jednak był to efekt czystej, słoniowej improwizacji. Tak czy inaczej – suknia została zniszczona, a dział odpowiedzialny za kostiumy musiał złożyć ubezpieczeniowe roszczenie, które brzmiało: „Ubranie zostało zeżarte przez słonia”.

#4. „Ostatnia krucjata” zawierała scenę, która była jednym z przełomowych momentów w historii wykorzystania CGI

Chociaż wszystkie trzy pierwsze filmy o przygodach grubiańskiego archeologa zawierały całą masę znakomitych rozwiązań wizualnych, to na szczególną uwagę zasługuje pamiętna scena z „Ostatniej krucjaty” – mowa oczywiście o momencie, kiedy to cyniczny, współpracujący z nazistami kolekcjoner antyków Walter Donovan dokonuje złego wyboru i napiwszy się wody z niewłaściwego kielicha, rzuca na siebie straszliwą klątwę. Na oczach widzów w ciągu kilkunastu sekund postać ta zaczyna błyskawicznie się starzeć, ostatecznie zamieniając się w wysuszoną mumię. Efekt ten uzyskano dzięki rewolucyjnemu, jak na tamte czasy, zabiegowi cyfrowego nakładania na siebie kolejnych obrazów przedstawiających proces rozkładu ciała Donovana.


A skoro już mówimy o tej słynnej scenie, to zgodnie z fabułą filmu miała on miejsce wewnątrz ruin tureckiej Aleksandretty. W rzeczywistości lokacja ta znajduje się w Jordanii i nazywa się Petra. To ruiny miasta zbudowanego przez Nabatejczyków, starożytny lud pochodzenia semickiego. Zanim Spielberg nakręcił „Ostatnią krucjatę”, do tego niezwykłego miejsca każdego roku docierało kilka tysięcy osób. Po premierze filmu Petra zamieniła się w mekkę turystycznych pielgrzymek, przyciągając w każdym roku miliony ludzi!


#5. Steven Spielberg odrzucił dwie ważne fuchy, aby dotrzymać słowa danego Lucasowi

Od pierwszych chwil wspólnej pracy nad scenariuszem „Poszukiwaczy zaginionej Arki” Lucas i Spielberg obiecywali sobie, że seria o przygodach Jonesa będzie trylogią. Niestety druga jej część wywołała dość duże kontrowersje. Przeżywający osobiste dramaty twórcy postawili na znacznie mroczniejszy od swej poprzedniczki ton „Świątyni Zagłady”. Duża część akcji tej produkcji miała miejsce w posępnej kopalni, co dawało mocne poczucie klaustrofobii, ponadto film zawierał sporo scen przywołujących na myśl horrory typu gore.


W efekcie nie wszyscy fani pierwszego, ekranowego spotkania z Jonesem byli zachwyceni. A już najmniej szczęśliwi byli cenzorzy z Motion Picture Association of America (MPAA), którzy musieli wprowadzić nową kategorię wiekową dla tego typu seansów. Mowa o PG-13, czyli czymś pomiędzy PG (produkcje dopuszczone dla dzieci, ale tylko pod nadzorem rodzicielskim), a R (filmy zdecydowanie dla dorosłych).


I chociaż produkcja ta spotkała się ze znacznie chłodniejszym przyjęciem niż poprzedniczka, Spielberg chciał wywiązać się z umowy zawartej ze swym przyjacielem i dokończyć obiecaną trylogię. „Ostatnia krucjata” była nie tylko formą przeproszenia widzów za „Świątynię Zagłady”, ale i moim skromnym zdaniem – najlepszą częścią perypetii Indy’ego, jaka została nakręcona!
Spielberg zrezygnował wówczas z proponowanego mu wyreżyserowania filmów „Duży” z Tomem Hanksem oraz, obsypanego później Oscarami, „Rain Mana”.

#6. Ile razy Harrison Ford wcielił się w rolę Indiany Jonesa?

Większość osób powie, że Ford był Jonesem łącznie pięć razy. Tymczasem prawda jest inna. Aktor ten zagrał słynnego archeologa w jeszcze jednej produkcji, o czym niewielu dziś pamięta. Miało to miejsce w 1993 roku, czyli ładnych już parę lat po „Ostatniej krucjacie”. Artysta pojawił się na małym ekranie w jedenastym odcinku „Kronik młodego Indiany Jonesa” – produkowanego przez George’a Lucasa serialu, który niestety dość kiepsko się zestarzał, mimo że swego czasu stanowił całkiem zgrabne dopełnienie kinowych przygód archeologa.


Ford zagrał w scenie otwierającej oraz kończącej ten epizod. Akcja miała miejsce w roku 1950, a więc dwanaście lat po wydarzeniach z ostatniego filmu. W ten sposób wytłumaczono, dlaczego bohater wyglądał na wyraźnie starszego, co podkreślała jego efektowna, przyprószona już lekką siwizną, broda. A taki akurat zarost Harrison musiał mieć, bo sceny te nagrał w chwilach wolnych od pracy na planie „Ściganego”.



1

Oglądany: 27870x | Komentarzy: 27 | Okejek: 147 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało