< > wszystkie blogi

Poruszanie się po mieście jest przejebane ;)

26 sierpnia 2010
Wydawać by się mogło, że zawsze jest tak, że ktoś musi mieć źle, żeby ktoś inny mógł mieć dobrze. Tak to przynajmniej wygląda w kapitalizmie, komuna starała się nam wmówić, że wszyscy mamy jednakowo dobrze, choć sytuacja ogólnie nie odbiegała od normy. Są jednak sytuacje, kiedy wszyscy jednakowo przegrywają, nikt nie wygrywa. Jedną z takich sytuacji jest poruszanie się po mieście.
Jak się okazuje, poruszanie się na piechotę jest ciężkie, niekiedy przypomina spacer po omacku przez pole minowe. Chodniki są zastawione przez samochody, poustawiane przez wszelkiej maści buractwo, byle jak i byle gdzie. Wejście do tramwaju, autobusu czy innego środka komunikacji zmienia tę sytuację o tyle, że zamiast samochodów, spotykamy buraków osobiście. A oprócz nich śmierdziuchów, pijaków, złodziei i temu podobny element. Po chodnikach, oprócz nas, często porusza się tłuszcza, w której też pełno warzywopodobnych osobników. A dodatkowo trafiają się zwariowani rowerzyści, którzy nic sobie nie robią z naszej obecności, mimo, iż powinni jechać po jezdni obok. Gdy pada, przejście chodnikiem obok ruchliwej drogi i nie zaliczenie darmowego prysznica brudnej wody graniczy z cudem. Piesi mają więc przechlapane w każdej sytuacji. Skoro pieszym żyje się źle, to rowerzystom powinno dobrze. A figę. Przemierzanie kilometrów na dwóch kółkach może być równie nieprzyjemne i niebezpieczne. Na asfalcie pełno wariatów pędzących w swoich odpicowanych bryczkach, którzy za nic sobie mają równoprawnego uczestnika ruchu, jakim jest rowerzysta. Bo ich pojazd waży coś koło tony, lub dwudziestu, a rowerzyście bliżej do 100 kg. Ha, trudno, może więc na chodniku będzie lżej. A figę - tłum pieszych uniemożliwia normalną jazdę, lub w ogóle jazdę. Mają prawo, są u siebie. Są jeszcze ścieżki rowerowe. Teoretycznie - raj rowerzysty. Praktycznie - dla buraka, pora lub kartofla nie ma znaczenia, czy zaparkuje swojego rupiecia w poprzek chodnika, czy ścieżki rowerowej. Tam gdzie ścieżka jest wydzielonym elementem chodnika - dla pieszych po prostu się nie dzieli. Łażą jak święte krowy, w rzyci głęboko umieszczając fakt istnienia ścieżki rowerowej. A podczas deszczu rowerzysta ma tak samo przechlapane jak pieszy. Skoro więc pieszy jest w czarnej dupie, a rowerzysta dzielnie go ściga, królem ulic w mieście powinien być kierowca samochodu. Ale nie jest. Bez przerwy musi uważać na łażących jak święte krowy pieszych. Co jakiś czas asfaltowy szlak przemierza jakiś zapaleniec na rowerze. Często jedzie środkiem pasa i nie sposób go bezpiecznie wyprzedzić. Gdy na chwilę odłożymy wyprzedzanie (czekając na jakiś bezpieczniejszy moment) zaraz znajdzie się jakiś artysta, któremu nie przeszkadza wyprzedzanie na zakręcie, skrzyżowaniu i przy pędzącym z naprzeciwka innym artystą. Zresztą ulice pełne są też innych kierowców, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma auto szybsze lub większe. Zresztą groźny może być nawet pieszy. Potrącony - zemści się kosztami naprawy samochodu, a w wypadku winy kierowcy - sprawą sądową, odszkodowaniem itp. Cóż, kto zatem wygrywa na ulicach miasta? Tylko ci, którzy się tam nie pojawiają :C
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi