Takifugu

16 sierpnia 2009
W końcu muszę spróbować...
 Od ilu to ja już osób słyszałem, żebym nie jadł, bo to trujące, niebezpieczne zginąć można i to w męczarniach, choć przy pełnej świadomości. Na samą myśl ciarki przerażenia mnie przechodzą tak jak wtedy, gdy zobaczyłem zwiastun Wiedźmina z Żebrowskim w roli głównej. Tylko, że jestem ciekaw, jak smakuje ta rybcia. Ponoć jest dość mdła (smakosze nie bijcie!), ale ludzie jedzą ją dla tej nutki niebezpieczeństwa. Cały mit wokół niej powstał, gdyż porcja toksyn z jednego egzemplarza może ponoć wytłuc do 30 osób.

Przyznam się, że mocno rozmyślam. Ciekawość wielokrotnie pcha nas do różnych rzeczy. Przypomnijcie sobie pierwsze wypite piwo, czy wino, że o wodzie ognistej nie wspomnę. Co Wami kierowało? Wartości odżywcze?! W życiu. Chodziło o ciekawość. Wszyscy piją, dorośli piją, kumple/koleżanki piją, to ja też się napiję. Tak jest również w tym wypadku – tyle się o tym mówi, głównie zagranicą, że korci, oj korci.

I wiecie co? Spożywanie takifugu jest naprawdę bezpieczne. Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że ta ryba nie jest trująca. Jest. A w zasadzie – potrafi być. Żeby jednak serwować ten rarytas restauracja potrzebuje specjalnego pozwolenia, a przygotowujący je szef musi ukończyć specjalny kurs i zdać państwowy egzamin, który jest bardzo trudny; zdawalność wynosi 30%. W czasie egzaminu trzeba między innymi własnoręcznie oprawić fugu, a następnie zjeść przygotowaną potrawę. Od razu uprzedzę pytania, czy 70% nie zdaje, bo wykłada się na tej części ku uciesze lokalnych grabarzy. Nie. Większość ludzi w ogóle nie dociera do tego etapu. Spora część także mimo przygotowania „bezpiecznej” potrawy popełnia drobne błędy, które dyskredytują ich w oczach komisji. Kucharze licencjonowani muszą cieszyć się pełnym zaufaniem egzaminatorów, jedna nieprzekonana osoba i nie ma przebacz – w końcu tu chodzi o życie smakoszy.

Skąd więc doniesienia o śmierci w męczarniach? Bo to niestety się zdarza... kiedy biorą się za to amatorzy. Kiedyś nie było systemu licencji, więc nawet w knajpach znajdowali się ludzi niewystarczająco sprawni w obsłudze noża i oprawianiu fugu. Obecnie restauracje są całkowicie bezpieczne. Zdarzają się jednak przypadki, że ludzie bez odpowiedniego doświadczenia próbują sami przygotować rozdymki. Niestety czasem okazuje się, że jest to ostatni posiłek, jaki przyjdzie im spożyć.

Wizja trującej ryby, których parę sztuk mogłoby wytruć batalion wojska jest dość mroczna. Tylko spójrzmy na to z innej strony. W Polsce opowieści o fugu są zawsze z gatunku sensacyjnych. W końcu słuchać, jak ktoś spożywał fantastyczną kolację z rozdymki, obficie popijaną sake to niesamowita nuda. Założę się, że po takiej opowieści większość słuchaczy czekałaby na jakiś szczegół powodujący skok adrenaliny. „I co? I nic mu nie było? Żyje? Nie padł? E tam, bez sensu.” Media lubują się w podawaniu informacji w sposób, który powoduje przyspieszone bicie serca. Nie mam do nich o to pretensji, w końcu liczy się oglądalność. Niestety takie podejście sprawia, że nie mamy pełnego obrazu. Ilekroć zapytam jakiegoś Japończyka o fugu słyszę tylko opowieść o smaku mięsa tej ryby. Nic więcej. Legendy owszem pozostają, ale prawie się o nich nie mówi. Ten dreszczyk jakby zanikł.

Żeby lepiej sobie uświadomić, jakie jest podejście miejscowych do fugu, pomyślcie o grzybach leśnych w Polsce. Wszyscy je znamy. Wszyscy (niemal) je lubimy. Jest to coś normalnego. Czy w wydaniu głównym Wiadomości usłyszycie reportaż na temat smaku borowika? Czy na pasku tvn24 podają 1001 przepisów na dania z kurek? Czy na onecie informacją dnia będzie smak jajecznicy z podgrzybkiem? Nie sądzę. Niech tylko jakakolwiek rodzina zatruje się muchomorem sromotnikowym. Gdzieś ostatnio wyczytałem, że ten grzyb zabija rocznie kilkadziesiąt osób. To więcej niż fugu w Japonii – ledwie kilkanaście. Jednak grzyb ten dość często gości w Polskich mediach, oswoiliśmy się z nim, jest częścią naszej rzeczywistości. Owszem, żal nam tych ludzi, którzy się pomylili, ale... trudno... zdarza się. Poza tym popatrzcie, kto zazwyczaj popełnia takie pomyłki – amatorzy! W żadnej restauracji nie podadzą Wam muchomora sromotnikowego (ponoć śmierć klienta to strasznie kiepski PR!). Dokładnie w myśl tej samej zasady, żadna knajpa nie poda źle przygotowanej fugu. Opowieści o tragicznej w skutkach konsumpcji będą jednak już zawsze tkwić w świadomości.

Wiem, że były trzęsienia ziemi, a ja nic o tym nie napisałem. Spokojnie, będzie i o tym, ale następnym razem.

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi