Jak się komuś mocno nudzi, zapraszam do opowiadanka
Ziemia, kilka dni po jej stworzeniu.
Eden.
Kolejny dzień na nowopowstałej planecie. Adam i Ewa jak zwykle po tym, gdy się najedli i napoili, spoglądali tępo w chmury i trawę. Znali mowę, ale nie mieli o czym gadać. Eden był nuwka funka, więc nie było w nim żadnych słodkich, młodych zwierząt- tylko same w wieku reprodukcyjnym, podobnie jak rośliny ludzie i kamienie znajdujące się w raju. Nie było więc się jak nimi bawić. Innych rozrywek też jeszcze nie było, wliczając to najbardziej popularne w dziejach świata: kawały, gry zespołowe, muzykę i porno. Z drugiej zaś strony, nie było też tam żadnych obowiązków, z trzeciej zaś wyzwań. Jeśli dodamy to wszystko do siebie to wychodziło, że w Edenie można było tylko chodzić w kółko. Czasami w prawo, czasami w lewo. Raz razem, raz osobno. Chodzić, no i oczywiście jeść jedzenie-przyrządzone bez dodatku soli, pieprzu czy nawet (o zgrozo) piwa. Podawane na zimno i surowo, bo ognia tam też nie mieli, ale jako że Adam nie znał pojęć takich jak "mielenie ziarna" czy "grzebanie w ziemi" a Ewa nie widziała nigdzie w okolicy supermarketu, nasza mocno aranżowana para musiała posilać się wyłącznie owocami- i to tylko tymi, które można spożywać bez żadnego rozłupywania skorupy czy obierania z grubej skórki. No bo mięsa bez noża się przecież nie pozyska.
Bez rozrywki, bez dobrego jedzenia, bez możliwości kopulowania (oni nie wiedzą że mają coś poniżej szyi!). Ich życie musiało byś prawdziwą udręką.
Jednak tego dnia, na nowopowstałej placencie, stało się coś więcej niż nudne, monotonne, nieciekawe nic.
Czas nie do końca określony (tak między 14-tą a 16-tą dnia 06.A.A1)*, plaża nad jakimś ciepłym morzem.
W wyżej wymienionym miejscu, o wyżej wymienionym czasie, pojawił się magiczny portal, prowadzący bezpośrednio aż na drugi koniec kosmosu. Po chwili, wyszły z niego krokiem wolnym i dumnym trzy magiczne postacie....
-No Panowie, kolejna nowa planetka! -powiedział Prawie Najwyższy Rangą Mag Marcin.
-W końcu jakaś zmiana! Już się nie mogę doczekać, aż pójdziemy w góry! - dodał Naj-Najwyższy Rangą Mag Marcin.
-Zaraz...? Jakie góry! Przecież od razu stawiamy parawan, rozkładamy ręczniczki, zrzucamy te magiczne szaty i biegiem do morza! Prawda, Raczej Najniższy Rangą Magu Marcinie...?
-Nie wiem. -odparł nieśmiało, gdyż był najmłodszy.
-Miały być góry!
-Góry srury! Morze jest tuż pod nosem! W góry pójdziemy jutro.
-O nie... Na XBrZ-zie mówiłeś to samo! Jutro, jutro i co? I furto! Planeta się zdestabilizowała i wybuchła, a gór nie widziałem nawet z daleka!
-Racja. W takim razie proponuję kompromis- pójdziemy nad jezioro.
-Co to za kompromis!? Jezioro niczym nie różni się od morza!
-No jak nie? Różnic jest z milion! Jezioro nie smakuje jak szczyny, i ten... I nie ma fal. Same wady... -podsumował ze smutkiem. -Nawet nie ma co tracić czasu na jezioro... -Czyli jednak góry! -przerwał z radością NNRM Marcin.
-Nie no gdzie. Góry też nie mają fal i posmaku szczyn. Zostajemy tutaj!
-Po moim trupie!
-Tak?
-Tak!
-A więc walczmy! Ten który się podda lub zginie, nie będzie mógł zdecydować gdzie spędźmy kolejne, trwające tyle co istnienie tej planety, wakacje! -wysnuł z radością pewny siebie PNRM Marcin. -Zgoda...!
Stojący obojętnie z boku RNRM mag Marcin nie wtrącał się w rozmowę. Miał już dość tych trwających od początku wszechświata kłótni. Zresztą i tak nie obchodziło go który z jego braci wygra, gdyż dla niego nie liczyło się miejsce pobytu, tylko pogoda. Jak jest ciepło i świeci przyjemne słońce, to może siedzieć nawet w polu. Słysząc jednak że jego bracia szykują kolejny pojedynek magów, RNRM Marcin odszedł daleko na bok. Stanął po kostki w ciepłym morzu o posmaku szczyn i spojrzał w taflę wody. Chciał zobaczyć jak wygląda na planecie, na którą właśnie przybył, gdyż na każdej wyglądał inaczej (było to zależne od jej atmosfery).
Niska, błękitna, spiczasta tiara, niebieska szata- wszystko to pokryte złotymi gwiazdkami. Długa biała broda, zmęczone szare oczy. Wyglądał tak, jak zawsze. I tak jak jego bracia (różnili się oni tylko długością tiary, brody oraz ilością gwiazdek na ubiorze).
A kim w ogóle byli owi bracia? No magami. Ale to nie wszystko- byli oni bowiem potężnymi Magami Wakacyjnymi. Narodzili się wraz z wszechświatem po to, aby zachować równowagę w jego strukturze. Będąc cały czas na wakacjach umożliwiają innym mieszkańcom kosmosu pracowanie niemal bez przerwy, gdyż nie każda planeta posiada coś tak wspaniałego jak weekend czy święta. To dzięki nim w ogólnym rozrachunku całościowym ilość dni wolnych od pracy do pracujących we wszystkich galaktykach wynosiła 1:1 (im, oraz bezrobotnym i urzędnikom najwyższego szczebla).
A teraz długo oczekiwana walka NNRM kontra PNRM:
Walka i trochę więcej fabuły:https://tompampom.blogspot.com/2018/02/korpomag-cz-1-prelog.html
Ziemia, kilka dni po jej stworzeniu.
Eden.
Kolejny dzień na nowopowstałej planecie. Adam i Ewa jak zwykle po tym, gdy się najedli i napoili, spoglądali tępo w chmury i trawę. Znali mowę, ale nie mieli o czym gadać. Eden był nuwka funka, więc nie było w nim żadnych słodkich, młodych zwierząt- tylko same w wieku reprodukcyjnym, podobnie jak rośliny ludzie i kamienie znajdujące się w raju. Nie było więc się jak nimi bawić. Innych rozrywek też jeszcze nie było, wliczając to najbardziej popularne w dziejach świata: kawały, gry zespołowe, muzykę i porno. Z drugiej zaś strony, nie było też tam żadnych obowiązków, z trzeciej zaś wyzwań. Jeśli dodamy to wszystko do siebie to wychodziło, że w Edenie można było tylko chodzić w kółko. Czasami w prawo, czasami w lewo. Raz razem, raz osobno. Chodzić, no i oczywiście jeść jedzenie-przyrządzone bez dodatku soli, pieprzu czy nawet (o zgrozo) piwa. Podawane na zimno i surowo, bo ognia tam też nie mieli, ale jako że Adam nie znał pojęć takich jak "mielenie ziarna" czy "grzebanie w ziemi" a Ewa nie widziała nigdzie w okolicy supermarketu, nasza mocno aranżowana para musiała posilać się wyłącznie owocami- i to tylko tymi, które można spożywać bez żadnego rozłupywania skorupy czy obierania z grubej skórki. No bo mięsa bez noża się przecież nie pozyska.
Bez rozrywki, bez dobrego jedzenia, bez możliwości kopulowania (oni nie wiedzą że mają coś poniżej szyi!). Ich życie musiało byś prawdziwą udręką.
Jednak tego dnia, na nowopowstałej placencie, stało się coś więcej niż nudne, monotonne, nieciekawe nic.
Czas nie do końca określony (tak między 14-tą a 16-tą dnia 06.A.A1)*, plaża nad jakimś ciepłym morzem.
W wyżej wymienionym miejscu, o wyżej wymienionym czasie, pojawił się magiczny portal, prowadzący bezpośrednio aż na drugi koniec kosmosu. Po chwili, wyszły z niego krokiem wolnym i dumnym trzy magiczne postacie....
-No Panowie, kolejna nowa planetka! -powiedział Prawie Najwyższy Rangą Mag Marcin.
-W końcu jakaś zmiana! Już się nie mogę doczekać, aż pójdziemy w góry! - dodał Naj-Najwyższy Rangą Mag Marcin.
-Zaraz...? Jakie góry! Przecież od razu stawiamy parawan, rozkładamy ręczniczki, zrzucamy te magiczne szaty i biegiem do morza! Prawda, Raczej Najniższy Rangą Magu Marcinie...?
-Nie wiem. -odparł nieśmiało, gdyż był najmłodszy.
-Miały być góry!
-Góry srury! Morze jest tuż pod nosem! W góry pójdziemy jutro.
-O nie... Na XBrZ-zie mówiłeś to samo! Jutro, jutro i co? I furto! Planeta się zdestabilizowała i wybuchła, a gór nie widziałem nawet z daleka!
-Racja. W takim razie proponuję kompromis- pójdziemy nad jezioro.
-Co to za kompromis!? Jezioro niczym nie różni się od morza!
-No jak nie? Różnic jest z milion! Jezioro nie smakuje jak szczyny, i ten... I nie ma fal. Same wady... -podsumował ze smutkiem. -Nawet nie ma co tracić czasu na jezioro... -Czyli jednak góry! -przerwał z radością NNRM Marcin.
-Nie no gdzie. Góry też nie mają fal i posmaku szczyn. Zostajemy tutaj!
-Po moim trupie!
-Tak?
-Tak!
-A więc walczmy! Ten który się podda lub zginie, nie będzie mógł zdecydować gdzie spędźmy kolejne, trwające tyle co istnienie tej planety, wakacje! -wysnuł z radością pewny siebie PNRM Marcin. -Zgoda...!
Stojący obojętnie z boku RNRM mag Marcin nie wtrącał się w rozmowę. Miał już dość tych trwających od początku wszechświata kłótni. Zresztą i tak nie obchodziło go który z jego braci wygra, gdyż dla niego nie liczyło się miejsce pobytu, tylko pogoda. Jak jest ciepło i świeci przyjemne słońce, to może siedzieć nawet w polu. Słysząc jednak że jego bracia szykują kolejny pojedynek magów, RNRM Marcin odszedł daleko na bok. Stanął po kostki w ciepłym morzu o posmaku szczyn i spojrzał w taflę wody. Chciał zobaczyć jak wygląda na planecie, na którą właśnie przybył, gdyż na każdej wyglądał inaczej (było to zależne od jej atmosfery).
Niska, błękitna, spiczasta tiara, niebieska szata- wszystko to pokryte złotymi gwiazdkami. Długa biała broda, zmęczone szare oczy. Wyglądał tak, jak zawsze. I tak jak jego bracia (różnili się oni tylko długością tiary, brody oraz ilością gwiazdek na ubiorze).
A kim w ogóle byli owi bracia? No magami. Ale to nie wszystko- byli oni bowiem potężnymi Magami Wakacyjnymi. Narodzili się wraz z wszechświatem po to, aby zachować równowagę w jego strukturze. Będąc cały czas na wakacjach umożliwiają innym mieszkańcom kosmosu pracowanie niemal bez przerwy, gdyż nie każda planeta posiada coś tak wspaniałego jak weekend czy święta. To dzięki nim w ogólnym rozrachunku całościowym ilość dni wolnych od pracy do pracujących we wszystkich galaktykach wynosiła 1:1 (im, oraz bezrobotnym i urzędnikom najwyższego szczebla).
A teraz długo oczekiwana walka NNRM kontra PNRM:
Walka i trochę więcej fabuły:https://tompampom.blogspot.com/2018/02/korpomag-cz-1-prelog.html